Trwa właśnie akcja "16 dni przeciwko przemocy wobec kobiet". Zorganizowano ją dla upamiętnienia ofiar masakry w Montrealu. 6 grudnia 1989 Marc Lépine wtargnął do École polytechnique de Montréal, gdzie krzycząc że "nienawidzi feministek" postrzelił 28 osób (w tym 4 mężczyzn) a nastepnie popełnił samobójstwo. W ataku zginęło 14 osób (same kobiety).
Nie sposób znaleźć jakiegokolwiek powiązania Marca Lépine z ruchami na rzecz praw mężczyzn. Mimo to, zdarzenie jest wykorzystywane do przedstawiania w złym świetle całości Men's Rights Activism, na zasadzie rozciągania ekstremy na całość. Podobnie, jak namiętnie wspominani są przy okazji MRA nie mający z tym ruchem nic wspólnego incele.
Ale ja nie o tym miałem pisać. W sumie to nic bym nie miał do tych 16 dni. OK, niech sobie upamiętniają ofiary, niech walczą z przemocą wykorzystując ten godny potępienia akt jako przestrogę. Niech nawet będzie to dedykowane przemocy wobec kobiet. Ale pod warunkiem, że będą również podobne akcje, dedykowane przemocy wobec mężczyzn. Ostatnio trafiłem na artykuł we "Wprost": https://www.wprost.pl/zycie/10032129/Co-20-kobieta-w-Unii-Europejskiej-zostala-zgwalcona-KE-opublikowala-miazdzace-dane.html. Problem polega na tym, że obydwa badania, które przytoczono, dotyczyły wyłącznie przemocy wobec kobiet. Przemoc wobec mężczyzn w ogóle nie była nimi objęta. Nie pytano o nią. Jest dla Komisji Europejskiej DOMYŚLNIE NIEISTOTNA.
Zróbcie, drodzy czytelnicy, eksperyment. Spytajcie najpopularniejszej wyszukiwarki, wpisując odpowiednio frazy: "przeciwko przemocy wobec kobiet" a nastęnie "przeciwko przemocy wobec mężczyzn". Ta pierwsza daje 42 300 wyników. Druga 39.
Nawet gdyby wierzyć statystykom Niebieskich Kart, według których 90% sprawców przemocy to mężczyźni, to proporcjonalnie zapytanie o przemoc wobec mężczyzn powinno zwracać 4230 wyników. Zwraca PONAD STO RAZY MNIEJ, a miejmy na uwadze, że statystyki Niebieskich Kart przemoc wobec mężczyzn znacznie zaniżają. Według badania przeprowadzonego na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości https://ms.gov.pl/pl/probacja/2014/download,2782,3.html, mężczyźni wśród ofiar przemocy stanowią 39%!!! Zatem wyników powinno być - proporcjonalnie - 16 497. CZTERYSTA DWADZIEŚCIA TRZY RAZY więcej, niż jest faktycznie.
Podobnie z obrazkami. Wpiszmy w wyszukiwarce "przemoc domowa" i zerknijmy w zakładkę "grafika". Na 150 pierwszych wyników 147 przedstawia przemoc wobec kobiet. Przemoc wobec mężczyzn jedynie 3. A powinno - odpowiednio 15, gdyby przyjąć statystki NK, lub 58 - proporcjonalnie do cytowanego wyżej badania.
Chodzi o wypracowanie skojarzenia: przemoc ma się domyślnie kojarzyć z mężczyzną. Taki ma być obraz, i dlatego tak zajadła jest walka o niedopuszczenie do świadomości społecznej problemu przemocy wobec mężczyzn. A także - efekt uboczny - problemu przemocy kobiet wobec innych kobiet.
Spełnia to wszelkie przesłanki by zostać uznane za DYSKRYMINACJĘ ZE WZGLĘDU NA PŁEĆ. W której spory udział ma, jak na ironię, osoba zajmujaca stanowisko Zastępcy Rzecznika Praw Obywatelskich do spraw Równego Traktowania, pani dr Sylwia Spurek.
poniedziałek, 10 grudnia 2018
poniedziałek, 3 grudnia 2018
Rzecznik Praw Obywatelskich nie ma badań o w 90% męskiej winie za przemoc...
... odpowiada nie na temat na mój wniosek o udostepnienie informacji publicznej, a na dodatek kłamie, jakobym w swoim wniosku przedstawiał jakieś dziwne tezy, zgodne z feministycznym światopoglądem. Ale po kolei. Oto mój wniosek.
A to odpowiedź:
No to ja się ponownie pytam: jaki jest powód wykluczenia mężczyzn, bo nawet gdyby wierzyć w te bzdury o w 90% męskiej winie za przemoc, to na 9 akcji poświęconych przemocy wobec kobiet powinna przypadać jedna poświęcona przemocy wobec mężczyzn. A nie ma takich w ogóle.
Proszę mi też pokazać, gdzie w moim wniosku podnosiłem tezę o warunkowanej kulturowo skłonności do przemocy, wynikającej jakoby z traktowania kobiet jako istoty niższe, i na jakiej podstawie przypisuje mi się posiadanie i głoszenie takich poglądów?
Rzecznik Praw Obywatelskich nie podał żadnego badania na potwierdzenie swoich tez, jakoby "statystyki policyjne i badania" mówiły o w 90% męskiej winie za przemoc. Po prostu nie jest w stanie takich badań pokazać, bo ich nie ma. Zamiast tego usunął ze swojej strony obrazek o takiej treści.
Być może uda sie zadać te i podobne pytania z trybuny sejmowej w formie interpelacji - sprawą interesuje się Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, Paweł Skutecki.
piątek, 30 listopada 2018
Przy okazji grillowania Dzielnego Taty przepchnijmy dokręcenie śruby mężczyznom...
Fakty są takie. Tomasz M. miał ograniczone prawo do kontaktów z synem. Prawa do dziecka miał ograniczone m.in. z powodu porwań rodzicielskich, jakich się dopuścił. Kontakty musiały odbywać się w obecności kuratora sądowego. Matka chłopca twierdzi, że Tomasz M. był niezrównoważony i już wcześniej groził zrobieniem krzywdy sobie i dziecku. W niedzielę 25 listopada 2018 odbyło się jedno z takich widzeń, w sali zabaw w warszawskiej dzielnicy Bemowo. W jego trakcie Tomasz M. poprosił o możliwość wyjścia z synem do toalety. Znaleziono ich nieprzytomnych. Tomasz M. zmarł na miejscu, jego syn dzień później. Prawdopodobnie obydwaj zginęli w wyniku otrucia. Tyle tak naprawdę wiemy.
Spodziewałem się, że ta sprawa będzie wykorzystana do ataku na prawa mężczyzn, do jeszcze większego ograniczenia tej i tak małej przestrzeni, którą nam jeszcze zostawiono. Nie spodziewałem się natomiast, że stowarzyszenie Dzielny Tata aż tak ułatwi zadanie wrogiej męskości części feministek.
Spójrzmy na to, co stowarzyszenie publikowało. Relatywizowanie mordowania dziecka porównaniem do aborcji. Czyli płachta na byka. Ja temat aborcji ruszam jedynie w kontekście praw reprodukcyjnych mężczyzn (a w zasadzie ich braku), czasem podnosząc postulat "aborcji papierowej" (możliwości prawnego zrzeczenia się praw i obowiązków wobec dziecka przez mężczyznę, jako równoważącego prawo kobiety do aborcji z przyczyn niemedycznych). Wysuwanie podejrzeń o udział osób trzecich, co miałby uprawdopodobniać fakt, że ojciec zmarł pierwszy. Nie jest to niemożliwe, choć moim zdaniem prawdopodobieństwo takiego wielopiętrowego spisku jest pomijalnie małe. Mimo to uważam, że policja i prokuratura powinny sprawdzić również ten wątek.
Dalej. Bicie po oczach ludzi kompletnie nieprzygotowanych na przyjęcie takich tez skondensowaną formą zarzutów pod adresem kobiet. W jakiejś części prawdziwych, ale niezgodnych z wpojonymi przez wychowanie i mainstream tez na temat kobiet, które w powszechnym odczuciu nie mają jako cech dominujących "wredności" i "harpiowatości", "choć oczywiście zdarzaja się z rzadka i takie". Za najgorszy w tym wszystkim błąd uważam przyjęcie narracji o wojnie płci. Ja zawsze podkreślam, że nie walczę "z" - a już brońcie w co tam kto wierzy z kobietami! Walczę "O". Nigdy "z". O prawa mężczyzn, nie "z kobietami". Ani nawet nie "z feministkami", nawet tymi, które nienawidzą MRA z całej duszy. One po prostu stoją na drodze, ale nie są same w sobie celem. Post o "50% genów wroga" kwalifikuje się moim zdaniem do przebadania autora przez psychiatrę (o ile taki post był, ale jestem skłonny w to uwierzyć).
Nawet w przypadku, gdyby Dzielny Tata faktycznie był przekonany o spisku, seryjnym samobójcy, whatever, są jedynie trzy scenariusze. Albo załatwiamy sprawę takimi samymi metodami jak przeciwnik (bardzo nie polecam), albo zbieramy dowody i idziemy do prokuratury, albo siedzimy cicho. Siedzimy cicho do momentu, aż możemy wybrać którąś z dwóch innych opcji. Dzielny tata wybrał opcję czwartą: wystawienie się na odstrzał.
Że to stowarzyszenie jest już na straty, to pół biedy. Gorzej, że przy okazji oberwał cały ruch. Uruchomiły sie dyżurne feminazistki, lansując tezy o "walce o "prawa mężczyzn" w tym prawo do przemocy wobec kobiet" (tego nigdzie nie znalazłem, nawet u Dzielnego Taty), wyśmiewając postulaty równościowe służące poprawie sytuacji mężczyzn i zrównaniu naszych praw z kobietami. Dołożono standardowe klamstwo o "w 90% męskiej płci przemocy", kilka łzawych historii o bitych kobietach, dyżurny obrazek mężczyzny z pasem i płaczącej, zasłaniającej twarz kobiety. I w takiej scenerii przystapiono do ataku na całe MRA, rozciągając ekstremalny przykład na całość ruchu. TOK FM usiłuje nawet na tym zarobić, domagając sie 10 zł za wysłuchanie podcastu o "mężczyznach nienawidzących kobiet, czyli polskiej manosferze".
Cóż, przetrwamy ten atak. Może nawet w dłuższej perspektywie wyjdzie nam na dobre, gdy stery polskiego MRA przejmą ludzie mający nieco więcej pojęcia o mechanizmach psychologii społecznej i polityce, niż totalni amatorzy z Dzielnego Taty.
Spodziewałem się, że ta sprawa będzie wykorzystana do ataku na prawa mężczyzn, do jeszcze większego ograniczenia tej i tak małej przestrzeni, którą nam jeszcze zostawiono. Nie spodziewałem się natomiast, że stowarzyszenie Dzielny Tata aż tak ułatwi zadanie wrogiej męskości części feministek.
Spójrzmy na to, co stowarzyszenie publikowało. Relatywizowanie mordowania dziecka porównaniem do aborcji. Czyli płachta na byka. Ja temat aborcji ruszam jedynie w kontekście praw reprodukcyjnych mężczyzn (a w zasadzie ich braku), czasem podnosząc postulat "aborcji papierowej" (możliwości prawnego zrzeczenia się praw i obowiązków wobec dziecka przez mężczyznę, jako równoważącego prawo kobiety do aborcji z przyczyn niemedycznych). Wysuwanie podejrzeń o udział osób trzecich, co miałby uprawdopodobniać fakt, że ojciec zmarł pierwszy. Nie jest to niemożliwe, choć moim zdaniem prawdopodobieństwo takiego wielopiętrowego spisku jest pomijalnie małe. Mimo to uważam, że policja i prokuratura powinny sprawdzić również ten wątek.
Dalej. Bicie po oczach ludzi kompletnie nieprzygotowanych na przyjęcie takich tez skondensowaną formą zarzutów pod adresem kobiet. W jakiejś części prawdziwych, ale niezgodnych z wpojonymi przez wychowanie i mainstream tez na temat kobiet, które w powszechnym odczuciu nie mają jako cech dominujących "wredności" i "harpiowatości", "choć oczywiście zdarzaja się z rzadka i takie". Za najgorszy w tym wszystkim błąd uważam przyjęcie narracji o wojnie płci. Ja zawsze podkreślam, że nie walczę "z" - a już brońcie w co tam kto wierzy z kobietami! Walczę "O". Nigdy "z". O prawa mężczyzn, nie "z kobietami". Ani nawet nie "z feministkami", nawet tymi, które nienawidzą MRA z całej duszy. One po prostu stoją na drodze, ale nie są same w sobie celem. Post o "50% genów wroga" kwalifikuje się moim zdaniem do przebadania autora przez psychiatrę (o ile taki post był, ale jestem skłonny w to uwierzyć).
Nawet w przypadku, gdyby Dzielny Tata faktycznie był przekonany o spisku, seryjnym samobójcy, whatever, są jedynie trzy scenariusze. Albo załatwiamy sprawę takimi samymi metodami jak przeciwnik (bardzo nie polecam), albo zbieramy dowody i idziemy do prokuratury, albo siedzimy cicho. Siedzimy cicho do momentu, aż możemy wybrać którąś z dwóch innych opcji. Dzielny tata wybrał opcję czwartą: wystawienie się na odstrzał.
Że to stowarzyszenie jest już na straty, to pół biedy. Gorzej, że przy okazji oberwał cały ruch. Uruchomiły sie dyżurne feminazistki, lansując tezy o "walce o "prawa mężczyzn" w tym prawo do przemocy wobec kobiet" (tego nigdzie nie znalazłem, nawet u Dzielnego Taty), wyśmiewając postulaty równościowe służące poprawie sytuacji mężczyzn i zrównaniu naszych praw z kobietami. Dołożono standardowe klamstwo o "w 90% męskiej płci przemocy", kilka łzawych historii o bitych kobietach, dyżurny obrazek mężczyzny z pasem i płaczącej, zasłaniającej twarz kobiety. I w takiej scenerii przystapiono do ataku na całe MRA, rozciągając ekstremalny przykład na całość ruchu. TOK FM usiłuje nawet na tym zarobić, domagając sie 10 zł za wysłuchanie podcastu o "mężczyznach nienawidzących kobiet, czyli polskiej manosferze".
Cóż, przetrwamy ten atak. Może nawet w dłuższej perspektywie wyjdzie nam na dobre, gdy stery polskiego MRA przejmą ludzie mający nieco więcej pojęcia o mechanizmach psychologii społecznej i polityce, niż totalni amatorzy z Dzielnego Taty.
wtorek, 7 sierpnia 2018
Niewiedza czy manipulacja? Raczej manipulacja.
Na festiwalu Pol'and'Rock podczas relacji na żywo dla TVN młody chłopak znienacka skradł całusa reporterce tej stacji. Natychmiast zareagowała Zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich do spraw Równości, pani Sylwia Spurek, przedstawiając zajście jako przejaw molestowania seksualnego. Niestety, ci okropni internauci napadli na tę szlachetną, broniącą kobiecej czci damę, która przecież niczego złego nie napisała, a nawet jakby wręcz przeciwnie. No skąd się tacy ludzie biorą i jak tak można.
Taki przekaz poszedł w świat między innymi na stronach portali gazeta.pl, fakt.pl, wp.pl czy radiozet.pl. Tyle tylko, że jest on zmanipulowany. Pominięto zarówno kontekst zdarzenia, jak i wcześniejsze wypowiedzi i zachowania autorki tweeta o "molestowaniu".
Zacznijmy od kontekstu. Pol'and'Rock to impreza, na której niejako z definicji "wolno więcej", o czym uczestnikom wiadomo. Oczywiście, nie znaczy to, że wolno molestować czy gwałcić. Ale spontaniczny całus w policzek mieści się w tym miejscu i czasie w kategorii kulturowego wyjątku od ogólnej reguły. Teza, jakoby ów całus w policzek był "molestowaniem seksualnym" nie wytrzymuje zderzenia z faktami. Najprawdopodobniej chodziło o zaistnienie w telewizji i to bardziej obecność kamery się liczyła, ewentualnie był to przejaw spontanicznej radości, może sympatii do tej dziennikarki. Albo jedno drugie i trzecie naraz. W każdym razie, ja żadnego podtekstu seksualnego w zdarzeniu nie widzę. Co istotniejsze, nie widzi go też obcałowana reporterka, Małgorzata Mielcarek. Zacytuję ją: "Dziwni mnie, że sprawa jest tak szeroko komentowana. Wydaje mi się, że wystarczyło na samym początku zapytać osobę zainteresowaną o wagę tego zdarzenia. Przede wszystkim mnie, bo – jak rozumiem – przedstawia się mnie jako pokrzywdzoną – tak to odebrałam z postu pani rzecznik. A powtórzę: nie sądzę, by akurat ta konkretna sytuacja była tego warta" i dalej " Pol'and'Rock Festival to wyjątkowa impreza, szczególna. Gromadzą się na niej tysiące osób z całego kraju – z różnych środowisk, z różnymi doświadczeniami. Siłą rzeczy panują tu też różne emocje i nie wiem, co akurat kierowało tym konkretnym mężczyzną. Chcę wierzyć i wierzę, że to nic negatywnego, bo to miejsce jest wypełnione dobrymi emocjami i chciałabym, żeby tak zostało".
Zatem wypowiedź pani Sylwii Spurek oceniam jako próbę nadinterpretowania faktów na użytek ideologicznej narracji - osoba której rzeczniczka rzekomo broni wcale nie chce być broniona.
To jedna sprawa. Jest i druga, mianowicie ocena działaności pani Sylwii na stanowisku zastępcy RPO do spraw Równości. A ta jest miażdżąco zła. Pani doktor Sylwia Spurek znajduje się w sytuacji ewidentnego konfliktu interesów. Ma za zadanie pilnować równości, a przez ponad połowę kadencji nie podjęła żadnego działania na rzecz praw mężczyzn, zapobiegania dyskryminacji mężczyzn lub jej likwidacji czy chociaż ograniczenia tam, gdzie występuje. Na swoich profilach w mediach społecznościowych oraz w swoich postach i tweetach używa hasztagu "trzymamstronekobiet" - co samo w sobie jest sprzeczne z ideą równości. Wsparła dyskryminującą mężczyzn inicjatywę, w której jedynie kobiety moga korzystać z grantów na rozpoczęcie działalności gospodarczej. W wywiadzie dla portalu onet.pl dopuściła się szerzenia seksistowskich i mizoandrycznych kłamstw o "męskiej płci przemocy", sprzecznych z wiedzą naukową. W ten sposób zanegowała cierpienia nie tylko mężczyzn - ofiar przemocy kobiet, ale również kobiet doświadczających przemocy ze strony matek, córek, partnerek (związki lesbijskie), koleżanek itp. Internauci wielokrotnie komentowali rażąco krzywdzące dla mężczyzn poczynania pani Sylwii. Spora część wpisów krytycznych pochodzi od osób znających opisywany problem. Nie jest więc tak, jak piszecie, że to mizogyni wspierają chamstwo i obcałowywanie przypadkowych kobiet gdy tylko jakiś mężczyzna ma na to ochotę. Zadziałał inny mechanizm: "ona sześcsetny raz zajmuje sie sprawami sześciorzędnej ważności, o ile dotyczą kobiet, a pierwszorzednej wagi męskie problemy leżą odłogiem".
Więc może byście teraz, mając już tę wiedzę, napisali uczciwy artykuł? W razie czego służę pomocą.
Taki przekaz poszedł w świat między innymi na stronach portali gazeta.pl, fakt.pl, wp.pl czy radiozet.pl. Tyle tylko, że jest on zmanipulowany. Pominięto zarówno kontekst zdarzenia, jak i wcześniejsze wypowiedzi i zachowania autorki tweeta o "molestowaniu".
Zacznijmy od kontekstu. Pol'and'Rock to impreza, na której niejako z definicji "wolno więcej", o czym uczestnikom wiadomo. Oczywiście, nie znaczy to, że wolno molestować czy gwałcić. Ale spontaniczny całus w policzek mieści się w tym miejscu i czasie w kategorii kulturowego wyjątku od ogólnej reguły. Teza, jakoby ów całus w policzek był "molestowaniem seksualnym" nie wytrzymuje zderzenia z faktami. Najprawdopodobniej chodziło o zaistnienie w telewizji i to bardziej obecność kamery się liczyła, ewentualnie był to przejaw spontanicznej radości, może sympatii do tej dziennikarki. Albo jedno drugie i trzecie naraz. W każdym razie, ja żadnego podtekstu seksualnego w zdarzeniu nie widzę. Co istotniejsze, nie widzi go też obcałowana reporterka, Małgorzata Mielcarek. Zacytuję ją: "Dziwni mnie, że sprawa jest tak szeroko komentowana. Wydaje mi się, że wystarczyło na samym początku zapytać osobę zainteresowaną o wagę tego zdarzenia. Przede wszystkim mnie, bo – jak rozumiem – przedstawia się mnie jako pokrzywdzoną – tak to odebrałam z postu pani rzecznik. A powtórzę: nie sądzę, by akurat ta konkretna sytuacja była tego warta" i dalej " Pol'and'Rock Festival to wyjątkowa impreza, szczególna. Gromadzą się na niej tysiące osób z całego kraju – z różnych środowisk, z różnymi doświadczeniami. Siłą rzeczy panują tu też różne emocje i nie wiem, co akurat kierowało tym konkretnym mężczyzną. Chcę wierzyć i wierzę, że to nic negatywnego, bo to miejsce jest wypełnione dobrymi emocjami i chciałabym, żeby tak zostało".
Zatem wypowiedź pani Sylwii Spurek oceniam jako próbę nadinterpretowania faktów na użytek ideologicznej narracji - osoba której rzeczniczka rzekomo broni wcale nie chce być broniona.
To jedna sprawa. Jest i druga, mianowicie ocena działaności pani Sylwii na stanowisku zastępcy RPO do spraw Równości. A ta jest miażdżąco zła. Pani doktor Sylwia Spurek znajduje się w sytuacji ewidentnego konfliktu interesów. Ma za zadanie pilnować równości, a przez ponad połowę kadencji nie podjęła żadnego działania na rzecz praw mężczyzn, zapobiegania dyskryminacji mężczyzn lub jej likwidacji czy chociaż ograniczenia tam, gdzie występuje. Na swoich profilach w mediach społecznościowych oraz w swoich postach i tweetach używa hasztagu "trzymamstronekobiet" - co samo w sobie jest sprzeczne z ideą równości. Wsparła dyskryminującą mężczyzn inicjatywę, w której jedynie kobiety moga korzystać z grantów na rozpoczęcie działalności gospodarczej. W wywiadzie dla portalu onet.pl dopuściła się szerzenia seksistowskich i mizoandrycznych kłamstw o "męskiej płci przemocy", sprzecznych z wiedzą naukową. W ten sposób zanegowała cierpienia nie tylko mężczyzn - ofiar przemocy kobiet, ale również kobiet doświadczających przemocy ze strony matek, córek, partnerek (związki lesbijskie), koleżanek itp. Internauci wielokrotnie komentowali rażąco krzywdzące dla mężczyzn poczynania pani Sylwii. Spora część wpisów krytycznych pochodzi od osób znających opisywany problem. Nie jest więc tak, jak piszecie, że to mizogyni wspierają chamstwo i obcałowywanie przypadkowych kobiet gdy tylko jakiś mężczyzna ma na to ochotę. Zadziałał inny mechanizm: "ona sześcsetny raz zajmuje sie sprawami sześciorzędnej ważności, o ile dotyczą kobiet, a pierwszorzednej wagi męskie problemy leżą odłogiem".
Więc może byście teraz, mając już tę wiedzę, napisali uczciwy artykuł? W razie czego służę pomocą.
poniedziałek, 25 czerwca 2018
Projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu poprawy skuteczności egzekucji świadczeń alimentacyjnych (30 maja 2018 r.)
Wysłane przed chwilą do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:
Szanowni Państwo,
Pozwolę sobie zabrać głos na temat projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu poprawy skuteczności egzekucji świadczeń alimentacyjnych, zachęcony do tego przez podsekretarza stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, pana Bartosza Marczuka. Będzie to głos z punktu widzenia polskiego ruchu na rzecz praw mężczyzn, który, aczkolwiek niesformalizowany, istnieje i rozwija się - póki co w mediach społecznościowych, jednakże istnieje także Fundacja Masculinum, która, mam nadzieję, również wypowie się w temacie.
Przede wszystkim, nie negując potrzeby poprawy ściągalności swiadczeń, uważam za błąd przyjętą hierarchię ważności zmian legislacyjnych. Priorytetem nie powinna być moim zdaniem poprawa ściągalności świadczeń, lecz zastąpienie alimentacji w jak najszerszym zakresie opieką naprzemienną nad dzieckiem. Pominięte zostały także inne problemy, mianowicie alienacja rodzicielska - utrudnianie bądź uniemożliwianie kontaktu z dzieckiem drugiemu rodzicowi, nierzadko niezgodnie z postanowieniem sądu; niewłaściwe wykorzystanie środków przez osobę sprawującą opiekę nad dzieckiem, czy też brak możliwości samodzielnego wniesienia o zaprzeczenie ojcostwa po upływie półrocznego terminu z jednej, a nieistnienie w systemie prawnym i brak możliwości wniesienia o stwierdzenie nabycia praw rodzicielskich w przypadku na przykład kochanka zamężnej kobiety z drugiej strony. Nierozwiązany pozostaje problem użycia męskiego nasienia bez zgody mężczyzny w celu zajścia w ciążę - ustawa nie przewiduje zwolnienia z obowiązków rodzicielskich czy alimentacyjnych w przypadku gwałtu na mężczyźnie lub niekonsensualnego użycia nasienia (np. wydobytego ze zużytej prezerwatywy). Takie przypadki mają miejsce a nie zostały ujęte w prawie.
Uzasadnienie zmian zawiera nieprawdziwe tezy: "Zobowiązanie rodziców wobec dziecka jest fundamentalne i nie ma możliwości zwolnienia ich z tego obowiązku." Kobieta ma taką możliwość, a nawet kilka możliwości. Może dokonać aborcji za granicą, np. w Republice Słowacji, czy też w Holandii, bez zgody partnera, uwalniając się od odpowiedzialności prawnej i finansowej za swoje potomstwo. Jeżeli jest niezamężna, może oddać dziecko do adopcji lub pozostawić w szpitalu bez zgody partnera, podobnie uwalniając się od wszelkich zobowiązań. W żadnym z tych przypadków nie ponosi kary. Mężczyzna nie ma takiej możliwości, w niektórych przypadkach również wówczas, gdy wie, że nie jest biologicznym ojcem. Mało tego: polskie prawo nie przewiduje możliwości dochodzenia roszczeń z tytułu sprawowania opieki i łożenia na nie swoje dziecko.Kolejny fałsz: "dłużnik alimentacyjny, nie płacąc alimentów, w gruncie rzeczy pozbawia własne dziecko perspektyw" - niekoniecznie własne.
Projekt zmian nie przewiduje likwidacji patologii w postaci orzekania wysokości alimentów na podstawie nie osiąganych dochodów, lecz "dochodu, jaki mogłaby osiągnąć osoba zobowiązana", pozostawiając ocenę tegoż domniemanego dochodu niczym nieograniczoną i nieuregulowaną. Znane mi są przypadki, gdy w przypadku rodzica zobowiązanego do alimentacji a przebywającego za granicą sąd orzekał wysokość alimentów z całkowitym pominięciem wyższych niż w Polsce kosztów utrzymania, w tym wynajmu mieszkania bądź domu.
Wszystkie te problemy zostały całkowicie pominięte.
Cóż zatem mamy w projekcie zmian? Mamy rozszerzenie uprawnień komorników, pseudouprzywilejowanie dłużników alimentacyjnych przy robotach publicznych oraz zamach na diety. Dodatkowo proponowane jest uderzenie w pracodawców, zatrudniających bezumownie. W zasadzie jedyną zmianą nie budzącą watpliwości jest podniesienie kryterium dochodowego, związane z inflacją.
Co do zasady, z aktywizacją zawodową jako sposobem na rozwiązanie problemu niealimentacji można sie zgodzić, natomiast nie rozumiem, dlaczego zakłada się, że lekarz, inżynier czy informatyk ma kopać łopatą ziemię pod autostrady? Dlaczego akurat diety - wystepujące wszak wcale nie często, i niewielkie - miałyby być sposobem na niealimetację? W porównaniu z innymi dochodami to w najlepszym razie rząd wielkości 1-2%. Nie widzę też sensu różnicowania kar dla przedsiębiorców w zależności od tego, czy bezumowne zatrudnienie dotyczy osoby zobowiązanej do alimentacji czy też nie. Pracodawcy nie dysponują narzędziami pozwalającymi sprawdzić istnienie obowiązku alimentacyjnego i karanie ich za coś, o czym nie mieli jak powziąć wiedzy, jest nielogiczne i niekonstytucyjne.
Podsumowując, projekt zmian w ustawie oceniam negatywnie i rekomenduję jego odrzucenie w całości.
Maciej Wójcik
Szanowni Państwo,
Pozwolę sobie zabrać głos na temat projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu poprawy skuteczności egzekucji świadczeń alimentacyjnych, zachęcony do tego przez podsekretarza stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, pana Bartosza Marczuka. Będzie to głos z punktu widzenia polskiego ruchu na rzecz praw mężczyzn, który, aczkolwiek niesformalizowany, istnieje i rozwija się - póki co w mediach społecznościowych, jednakże istnieje także Fundacja Masculinum, która, mam nadzieję, również wypowie się w temacie.
Przede wszystkim, nie negując potrzeby poprawy ściągalności swiadczeń, uważam za błąd przyjętą hierarchię ważności zmian legislacyjnych. Priorytetem nie powinna być moim zdaniem poprawa ściągalności świadczeń, lecz zastąpienie alimentacji w jak najszerszym zakresie opieką naprzemienną nad dzieckiem. Pominięte zostały także inne problemy, mianowicie alienacja rodzicielska - utrudnianie bądź uniemożliwianie kontaktu z dzieckiem drugiemu rodzicowi, nierzadko niezgodnie z postanowieniem sądu; niewłaściwe wykorzystanie środków przez osobę sprawującą opiekę nad dzieckiem, czy też brak możliwości samodzielnego wniesienia o zaprzeczenie ojcostwa po upływie półrocznego terminu z jednej, a nieistnienie w systemie prawnym i brak możliwości wniesienia o stwierdzenie nabycia praw rodzicielskich w przypadku na przykład kochanka zamężnej kobiety z drugiej strony. Nierozwiązany pozostaje problem użycia męskiego nasienia bez zgody mężczyzny w celu zajścia w ciążę - ustawa nie przewiduje zwolnienia z obowiązków rodzicielskich czy alimentacyjnych w przypadku gwałtu na mężczyźnie lub niekonsensualnego użycia nasienia (np. wydobytego ze zużytej prezerwatywy). Takie przypadki mają miejsce a nie zostały ujęte w prawie.
Uzasadnienie zmian zawiera nieprawdziwe tezy: "Zobowiązanie rodziców wobec dziecka jest fundamentalne i nie ma możliwości zwolnienia ich z tego obowiązku." Kobieta ma taką możliwość, a nawet kilka możliwości. Może dokonać aborcji za granicą, np. w Republice Słowacji, czy też w Holandii, bez zgody partnera, uwalniając się od odpowiedzialności prawnej i finansowej za swoje potomstwo. Jeżeli jest niezamężna, może oddać dziecko do adopcji lub pozostawić w szpitalu bez zgody partnera, podobnie uwalniając się od wszelkich zobowiązań. W żadnym z tych przypadków nie ponosi kary. Mężczyzna nie ma takiej możliwości, w niektórych przypadkach również wówczas, gdy wie, że nie jest biologicznym ojcem. Mało tego: polskie prawo nie przewiduje możliwości dochodzenia roszczeń z tytułu sprawowania opieki i łożenia na nie swoje dziecko.Kolejny fałsz: "dłużnik alimentacyjny, nie płacąc alimentów, w gruncie rzeczy pozbawia własne dziecko perspektyw" - niekoniecznie własne.
Projekt zmian nie przewiduje likwidacji patologii w postaci orzekania wysokości alimentów na podstawie nie osiąganych dochodów, lecz "dochodu, jaki mogłaby osiągnąć osoba zobowiązana", pozostawiając ocenę tegoż domniemanego dochodu niczym nieograniczoną i nieuregulowaną. Znane mi są przypadki, gdy w przypadku rodzica zobowiązanego do alimentacji a przebywającego za granicą sąd orzekał wysokość alimentów z całkowitym pominięciem wyższych niż w Polsce kosztów utrzymania, w tym wynajmu mieszkania bądź domu.
Wszystkie te problemy zostały całkowicie pominięte.
Cóż zatem mamy w projekcie zmian? Mamy rozszerzenie uprawnień komorników, pseudouprzywilejowanie dłużników alimentacyjnych przy robotach publicznych oraz zamach na diety. Dodatkowo proponowane jest uderzenie w pracodawców, zatrudniających bezumownie. W zasadzie jedyną zmianą nie budzącą watpliwości jest podniesienie kryterium dochodowego, związane z inflacją.
Co do zasady, z aktywizacją zawodową jako sposobem na rozwiązanie problemu niealimentacji można sie zgodzić, natomiast nie rozumiem, dlaczego zakłada się, że lekarz, inżynier czy informatyk ma kopać łopatą ziemię pod autostrady? Dlaczego akurat diety - wystepujące wszak wcale nie często, i niewielkie - miałyby być sposobem na niealimetację? W porównaniu z innymi dochodami to w najlepszym razie rząd wielkości 1-2%. Nie widzę też sensu różnicowania kar dla przedsiębiorców w zależności od tego, czy bezumowne zatrudnienie dotyczy osoby zobowiązanej do alimentacji czy też nie. Pracodawcy nie dysponują narzędziami pozwalającymi sprawdzić istnienie obowiązku alimentacyjnego i karanie ich za coś, o czym nie mieli jak powziąć wiedzy, jest nielogiczne i niekonstytucyjne.
Podsumowując, projekt zmian w ustawie oceniam negatywnie i rekomenduję jego odrzucenie w całości.
Maciej Wójcik
niedziela, 17 czerwca 2018
Obszary dyskryminacji mężczyzn
Obszarów nierówności jest sporo. Może po kolei:
1. Wyrównanie wieku emerytalnego tak, by obydwie płcie korzystały z emerytury jednakowo długo. Kobiety żyją dłużej a przechodza na emeryturę wcześniej. Korzystają z niej ponad 2 razy dłużej niż mężczyźni.
2. Zniesienie półrocznego terminu na zaprzeczenie ojcostwa. Po jego upływie mężczyzna nie może samodzielnie wnieść sprawy o zaprzeczenie ojcostwa i musi na dziecko łożyć, również wówczas gdy wie, że dziecko nie jest jego.
3. Obligatoryjne dopuszczenie jako rozstrzygającego dowodu z testów DNA. Obecnie sądy często odrzucają wyniki badań zleconych prywatnie i nie istnieją mechanizmy prawne by zmusić rodzica do udostępnienia DNA dziecka.
4. Wprowadzenie jako rozstrzygnięcia domyślnego w przypadku rozstania rodziców opieki naprzemiennej nad dzieckiem.
5. Wprowadzenie odpowiedzialności karnej, i to bezwzględnego więzienia, za fałszywe oskarżenie o gwałt, molestowanie czy pedofilię (ulubione narzędzie zemsty na byłym partnerze).
6. Wprowadzenie wygodnych środków prawnych umożliwiających uzyskanie praw rodzicielskich przez biologicznego ojca nie będącego małżonkiem matki dziecka. Obecnie kochanek zamężnej kobiety nie może samodzielnie wnieść o przyznanie praw rodzicielskich.
7. Defeminizacja sądów rodzinnych.
8. Wprowadzenie odszkodowań za pełnienie obowiązków rodzicielskich i łożenie środków na dziecko, gdy wyjdzie na jaw, że mężczyzna nie jest biologicznym ojcem.
9. Wprowadzenie kar, w tym finansowych, za utrudnianie lub uniemożliwianie kontaktu z dzieckiem
10. Wprowadzenie na równych prawach głosu ojca w przypadku aborcji - zakaz aborcji bez zgody ojca, chyba, że ciąża jest wynikiem przestępstwa albo zagraża życiu lub zdrowiu kobiety
11. Zapisanie w prawie, że mężczyzna będący ofiarą gwałtu nie jest zobowiązany do opieki ani alimentacji dziecka poczętego w wyniku gwałtu. Według obecnych przepisów jest zobowiązany. Jako gwałt na mężczyźnie należy też traktować niekonsensualne użycie nasienia, na przykład wydobytego ze zużytej przerwatywy, przypadki celowego uszkadzania prezerwatyw itp.
12. Dopisanie ojcostwa obok macierzyństwa jako dobra chronionego w Konstytucji RP
13. Zakaz orzekania jako środka prewencyjnego zakazu zbliżania się do własnego mieszkania/domu w przypadku oskarżenia przez partnera/partnerkę o przemoc, dopóki nie zostanie ono przynajmniej uprawdopodobnione. W zamian - szersza oferta schronisk (w tym schronisk dla mężczyzn), bezpłatnych w przypadku potwierdzenia sie oskarżeń a płatnych w razie wykrycia fałszywego oskarżenia.
1. Wyrównanie wieku emerytalnego tak, by obydwie płcie korzystały z emerytury jednakowo długo. Kobiety żyją dłużej a przechodza na emeryturę wcześniej. Korzystają z niej ponad 2 razy dłużej niż mężczyźni.
2. Zniesienie półrocznego terminu na zaprzeczenie ojcostwa. Po jego upływie mężczyzna nie może samodzielnie wnieść sprawy o zaprzeczenie ojcostwa i musi na dziecko łożyć, również wówczas gdy wie, że dziecko nie jest jego.
3. Obligatoryjne dopuszczenie jako rozstrzygającego dowodu z testów DNA. Obecnie sądy często odrzucają wyniki badań zleconych prywatnie i nie istnieją mechanizmy prawne by zmusić rodzica do udostępnienia DNA dziecka.
4. Wprowadzenie jako rozstrzygnięcia domyślnego w przypadku rozstania rodziców opieki naprzemiennej nad dzieckiem.
5. Wprowadzenie odpowiedzialności karnej, i to bezwzględnego więzienia, za fałszywe oskarżenie o gwałt, molestowanie czy pedofilię (ulubione narzędzie zemsty na byłym partnerze).
6. Wprowadzenie wygodnych środków prawnych umożliwiających uzyskanie praw rodzicielskich przez biologicznego ojca nie będącego małżonkiem matki dziecka. Obecnie kochanek zamężnej kobiety nie może samodzielnie wnieść o przyznanie praw rodzicielskich.
7. Defeminizacja sądów rodzinnych.
8. Wprowadzenie odszkodowań za pełnienie obowiązków rodzicielskich i łożenie środków na dziecko, gdy wyjdzie na jaw, że mężczyzna nie jest biologicznym ojcem.
9. Wprowadzenie kar, w tym finansowych, za utrudnianie lub uniemożliwianie kontaktu z dzieckiem
10. Wprowadzenie na równych prawach głosu ojca w przypadku aborcji - zakaz aborcji bez zgody ojca, chyba, że ciąża jest wynikiem przestępstwa albo zagraża życiu lub zdrowiu kobiety
11. Zapisanie w prawie, że mężczyzna będący ofiarą gwałtu nie jest zobowiązany do opieki ani alimentacji dziecka poczętego w wyniku gwałtu. Według obecnych przepisów jest zobowiązany. Jako gwałt na mężczyźnie należy też traktować niekonsensualne użycie nasienia, na przykład wydobytego ze zużytej przerwatywy, przypadki celowego uszkadzania prezerwatyw itp.
12. Dopisanie ojcostwa obok macierzyństwa jako dobra chronionego w Konstytucji RP
13. Zakaz orzekania jako środka prewencyjnego zakazu zbliżania się do własnego mieszkania/domu w przypadku oskarżenia przez partnera/partnerkę o przemoc, dopóki nie zostanie ono przynajmniej uprawdopodobnione. W zamian - szersza oferta schronisk (w tym schronisk dla mężczyzn), bezpłatnych w przypadku potwierdzenia sie oskarżeń a płatnych w razie wykrycia fałszywego oskarżenia.
poniedziałek, 11 czerwca 2018
Czas na nowelizację Kodeksu Postępowania Cywilnego
Kodeks Postepowania Cywilnego zawarty jest w ustawie z 17 listopada 1964 roku. W momencie gdy go uchwalano, możliwe było wykluczenie ojcostwa na podsawie niezgodności grup krwi. Oczywiście nie we wszystkich przypadkach - gdy listonosz miał tę samą grupę co mąż, niestety nie dało się wykluczyć ojcostwa męża (no chyba, że dziecko było mulatem). Testy DNA pojawiły się w latach 70. i 80. XX wieku, a udoskonalono je w latach 90. ubiegłego stulecia do tego stopnia, że możemy już mówić o pewności co do ojcostwa (lub jego braku).
Ustawa była od momentu uchwalenia wielokrotnie nowelizowana. Ostatni raz w kwietniu 2018 roku. Nadal jednak jedyny środek dowodowy odnośnie ojcostwa, który jest w niej wymieniony, to grupowe badanie krwi, wymienione w artykułach 305-307. Przyjrzyjmy im się bliżej.
Przepisy KPC przewidują pobranie próbek krwi przez biegłego sądowego. Z kolei art. 306 stanowi, że wymagana jest zgoda osoby, której krew ma zostać pobrana, lub jej przedstawiciela ustawowego w przypadku nieletniego lub ubezwłasnowolnionego. Samo badanie ma przeprowadzić "instytut, o którym mowa w art. 290" Cóż, w tekście jednolitym mamy... dwa artykuły 290 (!). W pierwszym z nich jest mowa o "odpowiednim instytucie naukowym lub naukowo-badawczym". Nie chce mi się szukać definicji prawnej "odpowiedności instytutu"...
Nie wiem dlaczego pobrania krwi ma dokonać biegły sądowy - widziałbym tu raczej pielęgniarkę, a przy pobraniu, jeśli Sąd chce mieć 100% pewności czy pobrano materiał od właściwych osób, biegły mógłby być świadkiem.
Nie wiedzieć czemu, mimo, że testy DNA są powszechnie dostępne i coraz tańsze, ustawodawcy co najmniej nie dopisali ich do KPC. Moim zdaniem powinni zastąpić archaiczne przepisy o grupowym badaniu krwi, wstawiając w to miejsce badania DNA.
Innym oczywistym postulatem jest brak wymogu zgody na nieinwazyjne pobranie materiału DNA od dziecka - każde inne rozwiązanie pozbawia de facto mężczyznę prawa do poznania prawdy. Przy obecnej technice wystarczy ślina czy włos, nie potrzeba krwi.
Tak więc, postulat brzmi: znowelizować Kodeks Postepowania Cywilnego, zastępując archaiczne "grupowe badanie krwi" nowoczesnymi "testami DNA na ojcostwo" i likwidując wymóg zgody na nieinwazyjne pobranie materialu genetycznego od dziecka.
Ustawa była od momentu uchwalenia wielokrotnie nowelizowana. Ostatni raz w kwietniu 2018 roku. Nadal jednak jedyny środek dowodowy odnośnie ojcostwa, który jest w niej wymieniony, to grupowe badanie krwi, wymienione w artykułach 305-307. Przyjrzyjmy im się bliżej.
Przepisy KPC przewidują pobranie próbek krwi przez biegłego sądowego. Z kolei art. 306 stanowi, że wymagana jest zgoda osoby, której krew ma zostać pobrana, lub jej przedstawiciela ustawowego w przypadku nieletniego lub ubezwłasnowolnionego. Samo badanie ma przeprowadzić "instytut, o którym mowa w art. 290" Cóż, w tekście jednolitym mamy... dwa artykuły 290 (!). W pierwszym z nich jest mowa o "odpowiednim instytucie naukowym lub naukowo-badawczym". Nie chce mi się szukać definicji prawnej "odpowiedności instytutu"...
Nie wiem dlaczego pobrania krwi ma dokonać biegły sądowy - widziałbym tu raczej pielęgniarkę, a przy pobraniu, jeśli Sąd chce mieć 100% pewności czy pobrano materiał od właściwych osób, biegły mógłby być świadkiem.
Nie wiedzieć czemu, mimo, że testy DNA są powszechnie dostępne i coraz tańsze, ustawodawcy co najmniej nie dopisali ich do KPC. Moim zdaniem powinni zastąpić archaiczne przepisy o grupowym badaniu krwi, wstawiając w to miejsce badania DNA.
Innym oczywistym postulatem jest brak wymogu zgody na nieinwazyjne pobranie materiału DNA od dziecka - każde inne rozwiązanie pozbawia de facto mężczyznę prawa do poznania prawdy. Przy obecnej technice wystarczy ślina czy włos, nie potrzeba krwi.
Tak więc, postulat brzmi: znowelizować Kodeks Postepowania Cywilnego, zastępując archaiczne "grupowe badanie krwi" nowoczesnymi "testami DNA na ojcostwo" i likwidując wymóg zgody na nieinwazyjne pobranie materialu genetycznego od dziecka.
poniedziałek, 4 czerwca 2018
Zaczynamy. Czy ja zwariowałem?
Jak nietrudno sprawdzić, jest to cytat wypowiedzi Pawła Jochyma z dnia, w którym uruchomił on polskojęzyczną wersję Wikipedii. Cytat fajny, a dzieło wspaniale się rozwinęło, więc spodobał mi się i pozwoliłem sobie pożyczyć.
A co zacząłem ja? Mam nadzieję, że właśnie wychodzę poza wirtualną niszę i wkraczam w świat polityki. Bo - nie łudźmy się - prawa mężczyzn to sprawa polityczna. Istnieją siły przeciwstawiające się równości płci, które dysponują gigantycznymi pieniędzmi oraz dużymi zasobami ludzkimi. Zasobami aktywistek, gotowych wyjść na ulicę i krzyczeć. Mają też prasę, radio, telewizję, kontrolują co ważniejsze portale internetowe. Ja mam grupkę fanów i wiarę w to, że działam w słusznej sprawie.
Wypłynięcie z portu Internet zacząłem od ogłoszenia zbiórki w portalu pomagam.pl. Sprecyzowałem w jej opisie cele, priorytety i sposób rozliczania datków. Serdecznie zapraszam do zapoznania się i, jeśli popieracie to co robię, wsparcia.
Zbiórkę uruchomiłem dzisiaj w nocy, na czas środkowoeuropejski ok. 1:30. Na moment publikacj tego wpisu jedna osoba wsparła mnie kwotą 20 zł. Serdecznie dziekuję.
Informuję, że pomagam.pl pobiera 5% prowizji oraz 2,5% na pokrycie kosztów obsługi bankowej, czyli do mojej dyspozycji pozostaje kwota 18,50 zł. Nie będę jej na razie wypłacał, natomiast wykupię promocję skromną promocję strony na FB, bo na tyle to starczy.
Edit: wykupione, screenshot poniżej.
A co zacząłem ja? Mam nadzieję, że właśnie wychodzę poza wirtualną niszę i wkraczam w świat polityki. Bo - nie łudźmy się - prawa mężczyzn to sprawa polityczna. Istnieją siły przeciwstawiające się równości płci, które dysponują gigantycznymi pieniędzmi oraz dużymi zasobami ludzkimi. Zasobami aktywistek, gotowych wyjść na ulicę i krzyczeć. Mają też prasę, radio, telewizję, kontrolują co ważniejsze portale internetowe. Ja mam grupkę fanów i wiarę w to, że działam w słusznej sprawie.
Wypłynięcie z portu Internet zacząłem od ogłoszenia zbiórki w portalu pomagam.pl. Sprecyzowałem w jej opisie cele, priorytety i sposób rozliczania datków. Serdecznie zapraszam do zapoznania się i, jeśli popieracie to co robię, wsparcia.
Zbiórkę uruchomiłem dzisiaj w nocy, na czas środkowoeuropejski ok. 1:30. Na moment publikacj tego wpisu jedna osoba wsparła mnie kwotą 20 zł. Serdecznie dziekuję.
Informuję, że pomagam.pl pobiera 5% prowizji oraz 2,5% na pokrycie kosztów obsługi bankowej, czyli do mojej dyspozycji pozostaje kwota 18,50 zł. Nie będę jej na razie wypłacał, natomiast wykupię promocję skromną promocję strony na FB, bo na tyle to starczy.
Edit: wykupione, screenshot poniżej.
wtorek, 29 maja 2018
Założyłem konto na Twitterze i... polubiłem tweety Barbary Nowackiej
Poszerzam swoją działaność. Założyłem konto na Twitterze - przepływ informacji jeszcze szybszy niż na Facebooku, ponadto bardzo szybko, jeśli uda sie "wstrzelić" z odpowiedzią komuś znanemu, można nałapać followersów. Zacząłem standardowo, od budowy newsfeeda. Więc czołowe postacie feminizmu, kluczowe ministerstwa i kluczowe postacie polskiego światka w tym serwisie.
Ja wiem, wiem: jestem tam po to, by bronić praw mężczyzn. Ale zobaczyłem coś takiego:
Nosz kur.., autyzm? Serio? No to śpieszę Pana zawiadomić, że autyzm polega na byciu wewnątrz własnego umysłu, na tym, że przez dłuższe okresy czasu do autystyka nie dociera co dzieje się w realnym świecie. Ponadto ludzie ze spektrum autyzmu mają też masę innych problemów. Na przykład nadwrażliwość sensoryczną - "co ten kot tak głośno chodzi", płacz dziecka jest torturą, a problem z pójściem do dentysty nie polega na lęku przed bólem, którego odczuwanie autystycy na ogół mają obniżone, lecz na lęku przed odgłosem wiertła. Umieszczanie autyzmu w takim kontekście, obok bezczelności i arogancji, a także przenośnie rozumianej ślepoty, jest obraźliwe dla autystyków oraz razi ich bliskich. Bo nazwa niezawinionej inności jest używana jako obelga. A tak sie składa, że jestem rodzicem dziecka z takim problemem. Więc gdy zobaczyłem, że Barbara Nowacka wytknęła to Tomaszowi Lisowi, kliknąłem w serduszko przy jej tweecie.
Bo wiecie, można się w wielu kwestiach z nią nie zgadzać. Ale tu akurat ma rację.
Ja wiem, wiem: jestem tam po to, by bronić praw mężczyzn. Ale zobaczyłem coś takiego:
Nosz kur.., autyzm? Serio? No to śpieszę Pana zawiadomić, że autyzm polega na byciu wewnątrz własnego umysłu, na tym, że przez dłuższe okresy czasu do autystyka nie dociera co dzieje się w realnym świecie. Ponadto ludzie ze spektrum autyzmu mają też masę innych problemów. Na przykład nadwrażliwość sensoryczną - "co ten kot tak głośno chodzi", płacz dziecka jest torturą, a problem z pójściem do dentysty nie polega na lęku przed bólem, którego odczuwanie autystycy na ogół mają obniżone, lecz na lęku przed odgłosem wiertła. Umieszczanie autyzmu w takim kontekście, obok bezczelności i arogancji, a także przenośnie rozumianej ślepoty, jest obraźliwe dla autystyków oraz razi ich bliskich. Bo nazwa niezawinionej inności jest używana jako obelga. A tak sie składa, że jestem rodzicem dziecka z takim problemem. Więc gdy zobaczyłem, że Barbara Nowacka wytknęła to Tomaszowi Lisowi, kliknąłem w serduszko przy jej tweecie.
Bo wiecie, można się w wielu kwestiach z nią nie zgadzać. Ale tu akurat ma rację.
poniedziałek, 21 maja 2018
Marek Kotoński i jego wirtualne imperium
Tym postem otwieram cykl recenzji. Będę opisywał wady i zalety stron/serwisów prowadzonych przez moich ideowych sprzymierzeńców - tych wszystkich, którzy zajmuja się tematyką praw mężczyzn.
Marek Kotoński to człowiek, wobec którego bardzo trudno zachować obojętność. Prowokuje i inspiruje, zachwyca i drażni, chciałoby się niekiedy go uściskać, a za chwilę ma się ochotę solidnie mu przywalić...
Pierwszy raz zapoznałem się z jego działalnością jakieś półtora roku temu. Zacząłem od publikowanych w serwisie YouTube nagrań dźwiękowych na kanale Radio Samiec. Tak, było tam sporo o dyskryminacji mężczyzn. Ale nie tylko. Było o podświadomości, ezoteryce, Bogu, Matrixie (w kilku znaczeniach, od dosłownego "Wszechświat jest symulacją" po przenośne, np. "Matrix związkowy"), Kościele katolickim, Żydach. Było też o samym Marku i o jego stalkerach, ale o tym później.
Wrażenia? Siłą Marka jest silny ale jednocześnie miły i lekko hipnotyczny głos (myślę, że bardzo się podoba kobietom), brak zacinania się, duża wiedza. W dziedzinie RedPill czyli wiedzy o relacjach międzyludzkich słucham go naprawdę uważnie. I uczę się od niego. To co ma oryginalnego to połączenie teorii RedPill z wiedzą na temat funkcjonowania podświadomości, to samo zresztą zrobił w kontekście ezoteryki/religii, ale to juz odrębny temat "out of scope" tutaj.
Wady? Przede wszystkim "tl;dl" ("too long, don't listen" - "za długie, nie słucham"). Audycje potrafią trwać grubo ponad godzinę, a jeśli usłyszysz na początku "dzisiaj będzie króciutko" to znaczy, że będzie długo. Dużo wtrętów o sobie. Babole merytoryczne jeśli chodzi o znajomość historii, polityki itp. W zasadzie chyba brak audycji bez wzmianki o stalkerach, "doktorze S." (główny stalker) i "Fabii w gazie" (samochód, którym w/w stalker się chwalił). Nie neguję tego, że być może ma stalkera, zresztą, niektóre wpisy o których mówi sam widziałem. Ale słuchanie o tym po raz trzysetny jest to dla kogoś nie dotknietęgo osobiście problemem strasznie męczące.
Marek Kotoński twierdzi, że z winy stalkerów zgłaszających urojone naruszenia regulaminu kanał YT został usunięty. Audycje natomiast ocalały i zostały przeniesione na serwis Vimeo.
Poza kanałem w serwisie Vimeo związane z Markiem Kotońskim sa także: kanał YT "Radio Samiec2" i forum internetowe braciasamcy.pl.
Co do Forum także mam mieszane uczucia. Z jednej strony dużo wiedzy i pomocni ludzie. Z drugiej - tak trochę "kult wodza", gdzie najczęstsza rada jaką można przeczytać to "czytaj książki Marka", a każda krytyka Marka, nawet merytoryczna i zasadna, spotyka się z zarzutem braku wdzięczności i wypominaniem, że to Marek płaci za Forum. Trochę to według mnie słabe. Natomiast oddaję sprawiedliwość, że banów bez powodu nie ma, nawet dla krytyków.
Główna i zasadnicza wada wirtualnego imperium: niezbyt się to wszystko przekłada na działania w realnym świecie. Jeśli ktoś zwraca się z konkretnym problemem, to dowie się najprawdopodobniej, że nie ma możliwości weryfikacji a gdyby sie okazało, że to "wkręt" to Forum byłoby zagrożone likwidacją, bo wrogowie tylko na to czekają.
Podsumowując: polecam jako źródło wiedzy. Chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy, mogą bardzo źle zareagować na część audycji, gdyż Marek dowodzi tam, że każda instytucjonalna religia oddala od Boga i zamyka do niego dostęp, a katolicyzm jest bardzo szkodliwy. Cóż, takie ma poglądy, co w żaden sposób nie sprawia by jego uwagi w temacie związków czy praw mężczyzn były mniej wartościowe. Są wartościowe jak cholera!
Linki
Kanał Radio Samiec na Vimeo
Kanał Radio Samiec 2 na YouTube
Forum Bracia Samcy
Marek Kotoński to człowiek, wobec którego bardzo trudno zachować obojętność. Prowokuje i inspiruje, zachwyca i drażni, chciałoby się niekiedy go uściskać, a za chwilę ma się ochotę solidnie mu przywalić...
Pierwszy raz zapoznałem się z jego działalnością jakieś półtora roku temu. Zacząłem od publikowanych w serwisie YouTube nagrań dźwiękowych na kanale Radio Samiec. Tak, było tam sporo o dyskryminacji mężczyzn. Ale nie tylko. Było o podświadomości, ezoteryce, Bogu, Matrixie (w kilku znaczeniach, od dosłownego "Wszechświat jest symulacją" po przenośne, np. "Matrix związkowy"), Kościele katolickim, Żydach. Było też o samym Marku i o jego stalkerach, ale o tym później.
Wrażenia? Siłą Marka jest silny ale jednocześnie miły i lekko hipnotyczny głos (myślę, że bardzo się podoba kobietom), brak zacinania się, duża wiedza. W dziedzinie RedPill czyli wiedzy o relacjach międzyludzkich słucham go naprawdę uważnie. I uczę się od niego. To co ma oryginalnego to połączenie teorii RedPill z wiedzą na temat funkcjonowania podświadomości, to samo zresztą zrobił w kontekście ezoteryki/religii, ale to juz odrębny temat "out of scope" tutaj.
Wady? Przede wszystkim "tl;dl" ("too long, don't listen" - "za długie, nie słucham"). Audycje potrafią trwać grubo ponad godzinę, a jeśli usłyszysz na początku "dzisiaj będzie króciutko" to znaczy, że będzie długo. Dużo wtrętów o sobie. Babole merytoryczne jeśli chodzi o znajomość historii, polityki itp. W zasadzie chyba brak audycji bez wzmianki o stalkerach, "doktorze S." (główny stalker) i "Fabii w gazie" (samochód, którym w/w stalker się chwalił). Nie neguję tego, że być może ma stalkera, zresztą, niektóre wpisy o których mówi sam widziałem. Ale słuchanie o tym po raz trzysetny jest to dla kogoś nie dotknietęgo osobiście problemem strasznie męczące.
Marek Kotoński twierdzi, że z winy stalkerów zgłaszających urojone naruszenia regulaminu kanał YT został usunięty. Audycje natomiast ocalały i zostały przeniesione na serwis Vimeo.
Poza kanałem w serwisie Vimeo związane z Markiem Kotońskim sa także: kanał YT "Radio Samiec2" i forum internetowe braciasamcy.pl.
Co do Forum także mam mieszane uczucia. Z jednej strony dużo wiedzy i pomocni ludzie. Z drugiej - tak trochę "kult wodza", gdzie najczęstsza rada jaką można przeczytać to "czytaj książki Marka", a każda krytyka Marka, nawet merytoryczna i zasadna, spotyka się z zarzutem braku wdzięczności i wypominaniem, że to Marek płaci za Forum. Trochę to według mnie słabe. Natomiast oddaję sprawiedliwość, że banów bez powodu nie ma, nawet dla krytyków.
Główna i zasadnicza wada wirtualnego imperium: niezbyt się to wszystko przekłada na działania w realnym świecie. Jeśli ktoś zwraca się z konkretnym problemem, to dowie się najprawdopodobniej, że nie ma możliwości weryfikacji a gdyby sie okazało, że to "wkręt" to Forum byłoby zagrożone likwidacją, bo wrogowie tylko na to czekają.
Podsumowując: polecam jako źródło wiedzy. Chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy, mogą bardzo źle zareagować na część audycji, gdyż Marek dowodzi tam, że każda instytucjonalna religia oddala od Boga i zamyka do niego dostęp, a katolicyzm jest bardzo szkodliwy. Cóż, takie ma poglądy, co w żaden sposób nie sprawia by jego uwagi w temacie związków czy praw mężczyzn były mniej wartościowe. Są wartościowe jak cholera!
Linki
Kanał Radio Samiec na Vimeo
Kanał Radio Samiec 2 na YouTube
Forum Bracia Samcy
czwartek, 10 maja 2018
Dlaczego "wliczanie pracy opiekuńczej w domu do stażu pracy" to zły pomysł
Temat podsunął mi autor negatywnej recenzji strony facebookowej, Szymon Witewski. Zacytuję: "o wieku emerytalnym można i warto rozmawiać, tylko, że nic o tym nie piszecie (ciekawy wątek, np. to wliczanie pracy opiekuńczej w domu do stażu pracy!)".
Po pierwsze nieprawda, bo temat był. Kobiety nie dość, że dłużej żyją, to jeszcze przechodzą na emeryturę wcześniej niż mężczyźni, znacznie dłużej zatem korzystają ze świadczeń. Dokładniejsze wyliczenia zrobił portal money.pl a ja podlinkowałem artykuł na stronie Rzecznika. Temat otwiera też listę postulatów, która pojawiała się już kilkakrotnie, w tym też na tym blogu.
Po drugie, uważam to za zły pomysł. Dlaczego? Rozpatrzmy kilka scenariuszy.
Model "tradycyjny", czyli mężczyzna pracuje zawodowo i jedynie on utrzymuje rodzinę. Nie sposób nie zauważyć, że praca zawodowa nie jest jedynym obowiązkiem mężczyzny. W tym modelu, "pracuje" on także jako "złota rączka", kierowca, ogrodnik itp, oraz także uczestniczy w opiece nad dziećmi i ich wychowaniu. Dlaczego zatem jeden wkład w obowiązki rodzinne ma być wynagradzany, a drugi nie? (Dlaczego wynagradzenie obydwu to również zły pomysł, będzie dalej).
Model "partnerski", czyli obydwoje pracują a obowiązkami domowymi dzielą się sprawiedliwie (albo i nie, ale obydwoje akceptują taki podział). Co wówczas? Przelicznik 0,5? Przeliczanie według deklaracji małżonków, na przykład: kobieta 70%, mężczyzna 30%? A co jeśli odmiennie wyceniają swój wkład i nie są zdolni złożyć wspólnego oświadczenia? Sąd?
Modelu "odwróconego" (kobieta utrzymuje niepracującego partnera i rodzinę) nie ma sensu omawiać, bo jest analogiczny z tradycyjnym, jedynie nazwy płci się zmieniają.
A może tylko siedzącym w domu z dziećmi zaliczać staż pracy? Tylko co w przypadku, jeżeli osoba teoretycznie zajmująca się dziećmi zajmuje się piciem alkoholu? Grami komputerowymi? Plotkami? Siedzeniem w Internecie lub przed telewizorem? I co, jeśli pracujący partner po powrocie z pracy najpierw nadgania zaniedbania, a potem "ciągnie wózek" na froncie domowym, bo to drugie ma wszystko gdzieś? Ma mieć podwójnie liczone lata pracy, czy być dyskryminowany? A jeśli podwójnie, to co z ludźmi pracującymi na kilku etatach? No i na koniec, kto ma ocenić, jaki jest faktyczny wkład w opiekę i wychowanie?
Idźmy dalej! A co, jeśli potomstwem zajmuje się babcia, która nie osiągnęła jeszcze wieku emerytalnego? A ciocia? A starsze rodzeństwo? A bezrobotna koleżanka (o jakie cudowne pole do nadużyć i kantowania systemu!)
A jak to liczyć, jeśli dziecko uczęszcza do żłobka? Do przedszkola? Do szkoły?
Spodziewam się, jaka może być odpowiedź zwolenników. Mniej więcej w stylu, że "powinno się wliczać do stażu osobie faktycznie zajmującej sie dziećmi" i że będzie domyślne założenie, iż oświadczenia są prawdziwe.
Tylko że... Albo uznajemy, ze jest to praca, albo nie powinno być to zaliczane do stażu pracy. Skoro jest, to znowu dwie opcje: albo sankcjonujemy możliwość nieodpłatnej pracy (czyli de facto niewolnictwo), albo szukamy środków, by wypłacać wynagrodzenie. Tylko znowu: dlaczego opieka nad dziećmi jest "ważniejsza", niż na przykład dbałość o środowisko w którym żyją, czyli te męskie na ogół zajęcia typu naprawy, remonty, koszenie trawy itp.? A jeśli i to uznamy, to czy nie prościej, zamiast kulawego systemu, generującego gigantyczną biurokrację, po prostu ustanowić dochód podstawowy, za tego samego rzędu wielkości pieniądze?
Po pierwsze nieprawda, bo temat był. Kobiety nie dość, że dłużej żyją, to jeszcze przechodzą na emeryturę wcześniej niż mężczyźni, znacznie dłużej zatem korzystają ze świadczeń. Dokładniejsze wyliczenia zrobił portal money.pl a ja podlinkowałem artykuł na stronie Rzecznika. Temat otwiera też listę postulatów, która pojawiała się już kilkakrotnie, w tym też na tym blogu.
Po drugie, uważam to za zły pomysł. Dlaczego? Rozpatrzmy kilka scenariuszy.
Model "tradycyjny", czyli mężczyzna pracuje zawodowo i jedynie on utrzymuje rodzinę. Nie sposób nie zauważyć, że praca zawodowa nie jest jedynym obowiązkiem mężczyzny. W tym modelu, "pracuje" on także jako "złota rączka", kierowca, ogrodnik itp, oraz także uczestniczy w opiece nad dziećmi i ich wychowaniu. Dlaczego zatem jeden wkład w obowiązki rodzinne ma być wynagradzany, a drugi nie? (Dlaczego wynagradzenie obydwu to również zły pomysł, będzie dalej).
Model "partnerski", czyli obydwoje pracują a obowiązkami domowymi dzielą się sprawiedliwie (albo i nie, ale obydwoje akceptują taki podział). Co wówczas? Przelicznik 0,5? Przeliczanie według deklaracji małżonków, na przykład: kobieta 70%, mężczyzna 30%? A co jeśli odmiennie wyceniają swój wkład i nie są zdolni złożyć wspólnego oświadczenia? Sąd?
Modelu "odwróconego" (kobieta utrzymuje niepracującego partnera i rodzinę) nie ma sensu omawiać, bo jest analogiczny z tradycyjnym, jedynie nazwy płci się zmieniają.
A może tylko siedzącym w domu z dziećmi zaliczać staż pracy? Tylko co w przypadku, jeżeli osoba teoretycznie zajmująca się dziećmi zajmuje się piciem alkoholu? Grami komputerowymi? Plotkami? Siedzeniem w Internecie lub przed telewizorem? I co, jeśli pracujący partner po powrocie z pracy najpierw nadgania zaniedbania, a potem "ciągnie wózek" na froncie domowym, bo to drugie ma wszystko gdzieś? Ma mieć podwójnie liczone lata pracy, czy być dyskryminowany? A jeśli podwójnie, to co z ludźmi pracującymi na kilku etatach? No i na koniec, kto ma ocenić, jaki jest faktyczny wkład w opiekę i wychowanie?
Idźmy dalej! A co, jeśli potomstwem zajmuje się babcia, która nie osiągnęła jeszcze wieku emerytalnego? A ciocia? A starsze rodzeństwo? A bezrobotna koleżanka (o jakie cudowne pole do nadużyć i kantowania systemu!)
A jak to liczyć, jeśli dziecko uczęszcza do żłobka? Do przedszkola? Do szkoły?
Spodziewam się, jaka może być odpowiedź zwolenników. Mniej więcej w stylu, że "powinno się wliczać do stażu osobie faktycznie zajmującej sie dziećmi" i że będzie domyślne założenie, iż oświadczenia są prawdziwe.
Tylko że... Albo uznajemy, ze jest to praca, albo nie powinno być to zaliczane do stażu pracy. Skoro jest, to znowu dwie opcje: albo sankcjonujemy możliwość nieodpłatnej pracy (czyli de facto niewolnictwo), albo szukamy środków, by wypłacać wynagrodzenie. Tylko znowu: dlaczego opieka nad dziećmi jest "ważniejsza", niż na przykład dbałość o środowisko w którym żyją, czyli te męskie na ogół zajęcia typu naprawy, remonty, koszenie trawy itp.? A jeśli i to uznamy, to czy nie prościej, zamiast kulawego systemu, generującego gigantyczną biurokrację, po prostu ustanowić dochód podstawowy, za tego samego rzędu wielkości pieniądze?
wtorek, 8 maja 2018
Zostałem zauważony
W niedzielę świętowałem w dobrym humorze setne polubienie mojej strony facebookowej. Setka polubień zajęła mi prawie trzy miesiace. Po czym w ciagu dwóch dni i kilku godzin przybyło mi 48 lubiących. To zasługa ciężkiej pracy i dobrze ustawionego feeda - ze sporą liczbą newsów jestem pierwszy, więc to inni szerują moje posty. No, nie wszyscy, niektórzy znaleźli te same tematy niezależnie ode mnie i zalinkowali bezpośrednio. Powiedzmy, że w to wierzę. Natomiast z tych zszerowanych postów powchodziły nowe osoby, z których niektóre polubiły.
Ja inne strony o pokrewnej tematyce traktuję jako sprzymierzeńców, i jeśli korzystam z tego co opublikowały, to uczciwie klikam w "share post". Nie mam z tym żadnego problemu. Jestem nastawiony na cel, a tym nie jest liczba lajków u mnie, lecz dotarcie z wiedzą do jak największej liczby osób. Mam zreszta zamiar opisać wszystkie pokrewne środowiska: The Red Pill, strony pani Sabiny Gati, Męski Głos, Partię Mężczyzn (weryfikować - mieli wpadki z puszczaniem fejków), Centrum Praw Mężczyzn, forum braciasamcy.pl i inne inicjatywy Marka Kotońskiego, i pozostałe. Mało opisać - mam zamiar podkreślać dobre strony i namawiać do wspierania. We wspólnym celu.
Żeby nie było tak różowo. Prawdziwych hejterów jeszcze się (niestety?) nie dorobiłem. Natomiast zostałem zauważony przez obóz wroga, czyli feministki i tzw. "baiłorycerstwo". Wystawiono mi dzisiaj dwie jednogwiazdkowe recenzje. Obydwie żałośnie niemerytoryczne i do bólu schematyczne. :) A schemat jest zawsze ten sam: negacja ("to mężczyźni są uprzywilejowani, żadnej dyskryminacji mężczyzn nie ma") lub infantylizacja ("biedne, skrzywdzone misiaczki"). Dziękuję więc dzisiejszym recenzentom za potwierdzenie moich tez.
Na szczęście moi czytelnicy to inteligentni ludzie i nie dadzą się nabrać na takie plewy, jak świeżo założone "one purpose account" z jednym znajomym i jedną jedyną recenzją - negatywną na mojej stronie: klik.
Ja zresztą w ogóle LUBIĘ mieć oponentów, nawet celowo trzymam sobie w znajomych ludzi o skrajnie odmiennych pogladach. By poznać argumentację, inne spojrzenia, by nie zamykać się w oblężonej twierdzy żyjąc w jakiejś iluzji. Dzisiaj na przykład dostałem taki link. Po przemyśleniu stwierdzam, że rzeczywiście są to obszary, gdzie trzeba by pracować nad zmianami świadomości społecznej w stronę kobiet. Tak, widzę. Tak, przyznaję rację. Tylko że ani ten blog, ani strona FB nie są na ten temat. Prawami kobiet zajmuje sie mainstream, i tysiące stron organizacji kobiecych. A my, mężczyźni, nie mozemy liczyć na to, że media nas wyręczą, i musimy walczyć o swoje prawa sami.
Ja inne strony o pokrewnej tematyce traktuję jako sprzymierzeńców, i jeśli korzystam z tego co opublikowały, to uczciwie klikam w "share post". Nie mam z tym żadnego problemu. Jestem nastawiony na cel, a tym nie jest liczba lajków u mnie, lecz dotarcie z wiedzą do jak największej liczby osób. Mam zreszta zamiar opisać wszystkie pokrewne środowiska: The Red Pill, strony pani Sabiny Gati, Męski Głos, Partię Mężczyzn (weryfikować - mieli wpadki z puszczaniem fejków), Centrum Praw Mężczyzn, forum braciasamcy.pl i inne inicjatywy Marka Kotońskiego, i pozostałe. Mało opisać - mam zamiar podkreślać dobre strony i namawiać do wspierania. We wspólnym celu.
Żeby nie było tak różowo. Prawdziwych hejterów jeszcze się (niestety?) nie dorobiłem. Natomiast zostałem zauważony przez obóz wroga, czyli feministki i tzw. "baiłorycerstwo". Wystawiono mi dzisiaj dwie jednogwiazdkowe recenzje. Obydwie żałośnie niemerytoryczne i do bólu schematyczne. :) A schemat jest zawsze ten sam: negacja ("to mężczyźni są uprzywilejowani, żadnej dyskryminacji mężczyzn nie ma") lub infantylizacja ("biedne, skrzywdzone misiaczki"). Dziękuję więc dzisiejszym recenzentom za potwierdzenie moich tez.
Na szczęście moi czytelnicy to inteligentni ludzie i nie dadzą się nabrać na takie plewy, jak świeżo założone "one purpose account" z jednym znajomym i jedną jedyną recenzją - negatywną na mojej stronie: klik.
Ja zresztą w ogóle LUBIĘ mieć oponentów, nawet celowo trzymam sobie w znajomych ludzi o skrajnie odmiennych pogladach. By poznać argumentację, inne spojrzenia, by nie zamykać się w oblężonej twierdzy żyjąc w jakiejś iluzji. Dzisiaj na przykład dostałem taki link. Po przemyśleniu stwierdzam, że rzeczywiście są to obszary, gdzie trzeba by pracować nad zmianami świadomości społecznej w stronę kobiet. Tak, widzę. Tak, przyznaję rację. Tylko że ani ten blog, ani strona FB nie są na ten temat. Prawami kobiet zajmuje sie mainstream, i tysiące stron organizacji kobiecych. A my, mężczyźni, nie mozemy liczyć na to, że media nas wyręczą, i musimy walczyć o swoje prawa sami.
"Jedyny zwycięski ruch to nie zasiąść do gry" - czyli MGTOW
Men Going Their Own Way to społeczność internetowa, wspierająca się wzajemnie w postanowieniu nie wchodzenia w związki z kobietami (a zwłaszcza nie zawierania małżeństw) i nie płodzenia potomstwa.
Nie da się precyzyjnie ustalić początków ruchu, zaczął się on gdzieś między 2001 a 2005 rokiem. Założyciele nie ujawnili prawdziwych nazwisk, znane są ich nicki: Solaris i Ragnar.
Według stanu z dziś, czyli 8 maja 2018, ruch liczy 32509 członków zarejstrowanych na domowym portalu. Ponadto istnieje on jako grupy w serwisach społecznościowych czy forach dyskusyjnych.
Według angielskojęzycznej Wikipedii, istnieje w nim 5 "poziomów świadomości". Na poziomie "0" członek ma jedynie świadomość potencjalnych zagrożeń (jest już po zażyciu "czerwonej pigułki") i wie, że propagowana przez media głównego nurtu "równość płci" to propaganda i kłamstwo. Poziom "1" to odmowa wchodzenia w długotrwałe i poważne związki (ale przygodny seks nadal jest możliwy). Poziom "2" to całkowity brak relacji seksualnych z kobietami. "3" to wycofanie się z "wyścigu szczurów". "4" to wycofanie się z życia społecznego.
MGOTW różnią się od Men's Rights Movement tym, że mając identyczną świadomość rzeczywistości (dyskryminacji finansowej i prawnej mężczyzn, bezkarności nadużywających narzędzi prawnych kobiet) wybrali nie walkę o zmianę prawa i świadomości społecznej, lecz wycofanie się. Poddali związki a niektórzy też seks jako zbyt potencjalnie niebezpieczne dla mężczyzny.
Cóż, daleki jestem od potępiania tych ludzi. ja jednak wybrałem inaczej - nie straciłem (jeszcze?) wiary w możliwość zmiany systemu.Nie sposób jednak nie widzieć, że samo istnienie zauważalnej liczebnie grupy o takich poglądach stanowi oskarżenie systemu...
poniedziałek, 7 maja 2018
Post powitalny
Dzień dobry,
serdecznie witam szanownych czytelników i czytelniczki!
Już jakiś czas temu zapowiadałem powstanie tego bloga. Ci z Was, którzy kojarzą mnie z Facebooka, mniej więcej wiedzą, skąd wziął się pomysł i jakiego rodzaju treści będę publikować.
Pozostałym , którzy trafili tu w inny sposób niż przez facebookowy profil, nieco przybliżę.
Już od dłuższego czasu (bez przesady mogę powiedzieć, że od ponad 30 lat) interesuję się zjawiskiem dyskryminacji mężczyzn. Jednakże dopiero od niedawna zacząłem publiczną działalność, mającą na celu zmianę stanu obecnego: działalność na rzecz wprowadzenia rzeczywistej równości wobec prawa.
Jeśli spytać losowego przechodnia o dyskryminację mężczyzn, najprawdopodobniej zaśmieje się głośno i zapyta, czy aby na pewno nie chodzi o dyskryminację kobiet. Przyparty do muru, być może skojarzy nierówny wiek emerytalny i niechęć sądów rodzinnych do przyznawania prawa do opieki nad dziećmi ojcom. I tylko tyle.
Tymczasem obszarów dyskryminacji jest znacznie więcej. Niedawno pytałem Rzecznika Praw Obywatelskich o działania w ośmiu kluczowych obszarach dyskryminacji. Przypomnę omówienie odpowiedzi RPO:
1. Nierówny wiek emerytalny. Rzecznik wymienił wniosek do Trybunału Konstytucyjnego z 2007 roku, a zatem wniosek poprzednika, nie swój. Zignorowany został postulat powiązania wieku emerytalnego z oczekiwaną długością życia. A szkoda, bo takie właśnie ujęcie sprawy mogłoby stanowić podstawę do ponownego zgłoszenia dyskryminacji do Trybunału Konstytucyjnego, czego Rzecznik odmawia. Jeśli obecne przepisy zostaną utrzymane, to za 28 lat (!) wiek emerytalny mężczyzn i kobiet zostanie zrównany. Co oznacza, że nawet za 28 lat mężczyźni nadal będą dyskryminowani, gdyż będą korzystać ze świadczenia znacznie krócej niż kobiety.
2. Likwidacja 6-miesięcznego terminu na zaprzeczenie ojcostwa. RPO powiązał ten temat ze skargą konstytucyjną SK 18/17, która jednakże mówi o prawach dziecka, a nie ojca. Ale niech będzie, że w tym punkcie podjął nieskuteczne działanie. Składającym skargę jest Adam Bodnar. O udziale zastępcy do spraw równości nie wspomniano, można spokojnie założyć, że go nie było.
3. Obligatoryjne dopuszczenie, jako rozstrzygającego, dowodu z testów DNA na ojcostwo we wszystkich sprawach przed sądami rodzinnymi dotyczących ojcostwa oraz wynikających z niego praw i obowiązków. Tak brzmi postulat. RPO pisze o czymś nieco innym: "o uregulowanie zasad przeprowadzania badań DNA w sprawach cywilnych i rodzinnych". Nijak nie wynika z tego obligatoryjnośc przyjęcia dowodu z badań DNA. Odpowiedź nie na temat, RPO działań nie podjął.
4. Szersze wprowadzenie opieki naprzemiennej nad dzieckiem. Znowu nie na temat, bo o wniosku o zdefiniowanie prawne terminu opieka naprzemienna. RPO dał się zbyć Ministerstwu Sprawiedliwości, któremu "nie wydaje się celowe" wprowadzenie tego terminu do prawa. I rozłożył ręce.
5. Wprowadzenie lub zwiększenie istniejących kar za fałszywe oskarżenia o gwałt, przemoc, molestowanie, a także za podanie jako ojca mężczyzny, który nim nie jest. RPO "nie widzi potrzeby działań". Twierdzi, ze przepisy umożliwiające karanie juz istnieją. To samo kiedys mówiono o stalkingu. Istniejące przepisy są martwe, kobiety kłamią w 99% przypadków bezkarnie, a RPO "nie widzi potrzeby". No przepraszam, ale ja widzę potrzebę. Potrzebę zmiany Rzecznika.
6. Wprowadzenie wygodnych środków prawnych umożliwiających uzyskanie praw rodzicielskich przez biologicznego ojca nie będącego małżonkiem matki dziecka”. Środki prawne, które omówił RPO, nie są wygodne. W przypadku, gdyby kochanek zamężnej kobiety chciał ubiegać się o prawa rodzicielskie, musi on prosić o pomoc prokuratora. Nie może samodzielnie wnieść sprawy. System nie przewidział istnienia takiego przypadku.
7. Defeminizacja sądów rodzinnych. RPO przedstawia tezę, ze "nie wykazano związku między płcią orzekającego a decyzją w sprawach rodzinnych". Mało śmieszny ten żart. Badań, mających dokumentować bezstronność pań sędziów nie przedstawia. Jak jest, wszyscy wiemy. Rzecznik "nie widzi potrzeby" by to zmieniać, zatem opowiada się za dalszym istnieniem dyskryminacji.
8. Wprowadzenie odszkodowań za pełnienie obowiązków rodzicielskich i łożenie środków na dziecko, gdy wyjdzie na jaw, że mężczyzna nie jest biologicznym ojcem. Jest chyba oczywiste, że taki mężczyzna jest poszkodowany, i to bardzo. Stracił środki, co gorsze: stracił niemożliwy do odzyskania czas i źle zainwestowal uczucia. Został ograbiony na wszystkich możliwych polach. Jest poraniony psychicznie. Co na to RPO? A to, że taki mężczyzna może, od chwili prawomocnego wyroku, przestać łożyć na nie swoje dziecko. Tyle. Rzecznik Praw Obywatelskich uznaje, ze brak możliwości ubiegania się o zwrot wyłudzonych przez nieuczciwą kobietę środków nie jest dyskryminacją mężczyzn i nie ma zamiaru podejmować działań.
9. Inne działania w zakresie przeciwdziałania dyskryminacji męzczyzn. Rzecznik wymienił sprawę urlopów na opiekę nad dzieckiem, brak przewijaków w męskich toaletach, oraz sprawę wrocławskiego Aquaparku. Na koniec poruszył temat ogłoszeń o pracy sugerujących płeć pracownika.
Zapomniałem zapytać o wprowadzenie kar i ewentualne zwolnienie z alimentów za każdy miesiąc, w którym druga strona uniemozliwiała lub utrudniała kontakt z dzieckiem. Ta sprawa, podobnie jak wszystkie wymienione wyżej, nie jest załatwiona.
W kolejnym wpisie postaram się omówić założenia i działalnośc grupy Men Going Their Own Way, której członkowie postanowili nie wchodzic w związki z kobietami, nie mieć dzieci i nie zawierać małżeństw.
serdecznie witam szanownych czytelników i czytelniczki!
Już jakiś czas temu zapowiadałem powstanie tego bloga. Ci z Was, którzy kojarzą mnie z Facebooka, mniej więcej wiedzą, skąd wziął się pomysł i jakiego rodzaju treści będę publikować.
Pozostałym , którzy trafili tu w inny sposób niż przez facebookowy profil, nieco przybliżę.
Już od dłuższego czasu (bez przesady mogę powiedzieć, że od ponad 30 lat) interesuję się zjawiskiem dyskryminacji mężczyzn. Jednakże dopiero od niedawna zacząłem publiczną działalność, mającą na celu zmianę stanu obecnego: działalność na rzecz wprowadzenia rzeczywistej równości wobec prawa.
Jeśli spytać losowego przechodnia o dyskryminację mężczyzn, najprawdopodobniej zaśmieje się głośno i zapyta, czy aby na pewno nie chodzi o dyskryminację kobiet. Przyparty do muru, być może skojarzy nierówny wiek emerytalny i niechęć sądów rodzinnych do przyznawania prawa do opieki nad dziećmi ojcom. I tylko tyle.
Tymczasem obszarów dyskryminacji jest znacznie więcej. Niedawno pytałem Rzecznika Praw Obywatelskich o działania w ośmiu kluczowych obszarach dyskryminacji. Przypomnę omówienie odpowiedzi RPO:
1. Nierówny wiek emerytalny. Rzecznik wymienił wniosek do Trybunału Konstytucyjnego z 2007 roku, a zatem wniosek poprzednika, nie swój. Zignorowany został postulat powiązania wieku emerytalnego z oczekiwaną długością życia. A szkoda, bo takie właśnie ujęcie sprawy mogłoby stanowić podstawę do ponownego zgłoszenia dyskryminacji do Trybunału Konstytucyjnego, czego Rzecznik odmawia. Jeśli obecne przepisy zostaną utrzymane, to za 28 lat (!) wiek emerytalny mężczyzn i kobiet zostanie zrównany. Co oznacza, że nawet za 28 lat mężczyźni nadal będą dyskryminowani, gdyż będą korzystać ze świadczenia znacznie krócej niż kobiety.
2. Likwidacja 6-miesięcznego terminu na zaprzeczenie ojcostwa. RPO powiązał ten temat ze skargą konstytucyjną SK 18/17, która jednakże mówi o prawach dziecka, a nie ojca. Ale niech będzie, że w tym punkcie podjął nieskuteczne działanie. Składającym skargę jest Adam Bodnar. O udziale zastępcy do spraw równości nie wspomniano, można spokojnie założyć, że go nie było.
3. Obligatoryjne dopuszczenie, jako rozstrzygającego, dowodu z testów DNA na ojcostwo we wszystkich sprawach przed sądami rodzinnymi dotyczących ojcostwa oraz wynikających z niego praw i obowiązków. Tak brzmi postulat. RPO pisze o czymś nieco innym: "o uregulowanie zasad przeprowadzania badań DNA w sprawach cywilnych i rodzinnych". Nijak nie wynika z tego obligatoryjnośc przyjęcia dowodu z badań DNA. Odpowiedź nie na temat, RPO działań nie podjął.
4. Szersze wprowadzenie opieki naprzemiennej nad dzieckiem. Znowu nie na temat, bo o wniosku o zdefiniowanie prawne terminu opieka naprzemienna. RPO dał się zbyć Ministerstwu Sprawiedliwości, któremu "nie wydaje się celowe" wprowadzenie tego terminu do prawa. I rozłożył ręce.
5. Wprowadzenie lub zwiększenie istniejących kar za fałszywe oskarżenia o gwałt, przemoc, molestowanie, a także za podanie jako ojca mężczyzny, który nim nie jest. RPO "nie widzi potrzeby działań". Twierdzi, ze przepisy umożliwiające karanie juz istnieją. To samo kiedys mówiono o stalkingu. Istniejące przepisy są martwe, kobiety kłamią w 99% przypadków bezkarnie, a RPO "nie widzi potrzeby". No przepraszam, ale ja widzę potrzebę. Potrzebę zmiany Rzecznika.
6. Wprowadzenie wygodnych środków prawnych umożliwiających uzyskanie praw rodzicielskich przez biologicznego ojca nie będącego małżonkiem matki dziecka”. Środki prawne, które omówił RPO, nie są wygodne. W przypadku, gdyby kochanek zamężnej kobiety chciał ubiegać się o prawa rodzicielskie, musi on prosić o pomoc prokuratora. Nie może samodzielnie wnieść sprawy. System nie przewidział istnienia takiego przypadku.
7. Defeminizacja sądów rodzinnych. RPO przedstawia tezę, ze "nie wykazano związku między płcią orzekającego a decyzją w sprawach rodzinnych". Mało śmieszny ten żart. Badań, mających dokumentować bezstronność pań sędziów nie przedstawia. Jak jest, wszyscy wiemy. Rzecznik "nie widzi potrzeby" by to zmieniać, zatem opowiada się za dalszym istnieniem dyskryminacji.
8. Wprowadzenie odszkodowań za pełnienie obowiązków rodzicielskich i łożenie środków na dziecko, gdy wyjdzie na jaw, że mężczyzna nie jest biologicznym ojcem. Jest chyba oczywiste, że taki mężczyzna jest poszkodowany, i to bardzo. Stracił środki, co gorsze: stracił niemożliwy do odzyskania czas i źle zainwestowal uczucia. Został ograbiony na wszystkich możliwych polach. Jest poraniony psychicznie. Co na to RPO? A to, że taki mężczyzna może, od chwili prawomocnego wyroku, przestać łożyć na nie swoje dziecko. Tyle. Rzecznik Praw Obywatelskich uznaje, ze brak możliwości ubiegania się o zwrot wyłudzonych przez nieuczciwą kobietę środków nie jest dyskryminacją mężczyzn i nie ma zamiaru podejmować działań.
9. Inne działania w zakresie przeciwdziałania dyskryminacji męzczyzn. Rzecznik wymienił sprawę urlopów na opiekę nad dzieckiem, brak przewijaków w męskich toaletach, oraz sprawę wrocławskiego Aquaparku. Na koniec poruszył temat ogłoszeń o pracy sugerujących płeć pracownika.
Zapomniałem zapytać o wprowadzenie kar i ewentualne zwolnienie z alimentów za każdy miesiąc, w którym druga strona uniemozliwiała lub utrudniała kontakt z dzieckiem. Ta sprawa, podobnie jak wszystkie wymienione wyżej, nie jest załatwiona.
W kolejnym wpisie postaram się omówić założenia i działalnośc grupy Men Going Their Own Way, której członkowie postanowili nie wchodzic w związki z kobietami, nie mieć dzieci i nie zawierać małżeństw.
Subskrybuj:
Posty (Atom)